czwartek, 14 lutego 2013

Mummy, I don’t want to be a princess. I want to be a blogger!



W życiu każdej małej dziewczynki sfera marzeń to podstawowy czynnik kształtujący świat, w którym żyje. Dlatego też każda z Nas przechodziła etap tancerki, piosenkarki czy aktorki. Księżniczka to status, którym żyjemy do dziś. Marzymy o pięknych strojach, nieskazitelnej urodzie, pięknym zamku. W bezproblemowej codzienności opierającej się na wąchaniu kwiatów czy głaskaniu kotków, pojawia się też królewicz. Przystojny gość na koniu, który przyjeżdża z tak zwanym „długo i szczęśliwie” pod pachą. Niestety, niegdyś pożądany „zawód”, odchodzi dziś do lamusa. Dlaczego? XXI wiek księżniczki zastąpił bloggerkami, a ich pałace - modowymi blogami.
                                                            
Na czym polega ten fenomen? Wchodząc na strony „uznawanych” bloggerek widzimy piękne (zazwyczaj) dziewczyny – ZAWSZE nieskazitelna cera, ZAWSZE perfekcyjny makijaż, ZAWSZE idealna fryzura, ZAWSZE nowe, modne stroje. Właśnie to „zawsze” uderza w Naszą podświadomość tak jak ZAWSZE uderzała Śnieżka czy inna princeska. Bije od nich perfekcyjność, której nie dostrzegamy w sobie. Twarz bogata w wągry, wąskie oczy podkreśla kreska przypominająca węża, a włosy prowadzą odrębny tryb życia, niekompatybilny z Naszym. Odwiedzamy więc te wszystkie strony w celu odpowiedzi na wszelkie „niecierpiące zwłoki” pytania z cyklu: jak suszyć włosy, aby były puszyste? czy Jakiej szminki użyła w tej stylizacji, bo wygląda „fabolous”?, aby choć odrobinę zbliżyć się do oglądanego na zdjęciach ideału.  

Bloggerki stały się niejako nową generacją modelek, jednakże o dużo większym polu rażenia. Dlaczego? Te drugie stanowiły zawsze swoisty status „nadludzi”, których wizję potrafiliśmy wytłumaczyć sobie gęstym działaniem fotoszopa, świetnych fotografów, sztabu wizażystów i fryzjerów, którzy – konkretnie ujmując – potrafili zrobić coś z niczego. Niewielu z nich zazdrościłyśmy zdjęć z cyklu „100% natural”, pomimo tego, że u każdej z nich można znaleźć COŚ, ale to CAŁOŚĆ miała robić na Nas wrażenie. Bloggerki natomiast atakują czuły punkt – są to bowiem realne osoby, zwykłe dziewczyny, które w stu procentach kreują siebie. Jednocześnie malują, czeszą, ubierają, stylizują, nierzadko też fotografują – wszystko w wersji DIY. To napędza kolejny ciąg przyczynowo-skutkowy, którego efekt zna każda z blogowych dziewcząt, a który trafił do mych rąk z lubieszpinak.blogspot.com:

Bardzo mi przykro jak czytam niektóre komentarze... w związku z tym zastanawiam się nad zablokowaniem możliwości komentowania Anonimowym czytelnikom. co o tym myślicie?

Nadmuchiwana  bańka idealnego świata pociąga za sobą konsekwencje. Kto tak naprawdę napędza ten „biznes”? Bloggerzy czy media? Kiedy tak naprawdę została przekroczona granica od „pokaż siebie” do „zarób mając swoją stronę”? Bloggerki zostały rozpowszechnione we wszelkich sferach medialnych. Pojawiają się na pokazach mody, przyjęciach, festiwalach, showroom’ach, premierach filmów, w gazetach, telewizji czy radiu. Coraz częściej blogger utożsamiany jest z łatwymi pieniędzmi, szybką sławą za cenę kilku fotek z ładnymi ubraniami w tle. Nikt nie postrzega ich jako zwyczajnych ludzi – córek, żon, narzeczonych czy studentek. Coraz częściej niewyobrażalnym jest też, że mają swoje życie prywatne, utrapienia dnia codziennego, irytującą sąsiadkę czy anginę.

Dlaczego coraz łatwiej przykleić Nam metkę z kategorii „potępiam” niż „podziwiam”?  Co „fashion przemysł” ma w sobie, że od kilku modowych blogów pojawiła się w sieci modowa aglomeracja o niezliczonej już liczbie jednostek? I jak znaleźć przepis na sukces, by wybić swą szarą osobę pośród niezliczonych barw tęczy…



PS. W peesie chciałam tylko dodać, że zaczynam. Reszta rozstrzygnie się sama. I chyba dlatego dodaję tę ładną dewizę ze zdjęcia powyżej. I proszę nie psioczyć na szablon, bo uważam, że całkiem FABOLOUS jest, a jeśli taki nie pasuje zamiast klasik może być też magazin, sajdbar czy inny, co sobie klikniecie.

- Anonymous.